Ariel Pink’s Haunted Graffiti – Mature Themes, 29 sierpnia 2012

Do Before Today Ariel Pink był niejednoznaczną seksualnie ikoną-męczennikiem (opowieści o trudnym dzieciństwie z wstawkami typu „chyba byłem molestowany”), stosującą songwriting jako zamiennik leków psychotropowych. Trochę przez przypadek wprowadził estetykę lo-fi i hauntologii do szerszego obiegu, dzięki czemu jego The Doldrums, razem z dokonaniami Bradforda Coxa, było dla wielu starszych nastolatków tym, czym dla niego młodzieńcze odsłuchy Faith The Cure, o których wspomina w wywiadach – soundtrackiem do samotnego siedzenia w pokoju, tylko że pokolenia web 2.0, spędzającego cały wolny czas, gromadząc na twardych dyskach empetrójki, filmy czy PDFy.

Z czasem jednak wyszli ze swoich pokoi na festiwale, wyjechali na studia i tym samym podreperowali swoje zdolności interpersonalne. Podobnie jak Ariel, który zrozumiał, że zamiast nagrywać samotnie swoje piosenki na czterośladzie w sypialni, wygodniej można realizować swoją wizję z zespołem równie kreatywnych ludzi, kiedy tylko ogarnie się fakt, że nie należy obrażać się i schodzić ze sceny w środku koncertu. Od kiedy przywdział z resztą Haunted Graffiti barwy 4AD, zaczął tworzyć z większym rozmachem swoją własną wyidealizowaną interpretację historii muzyki rozrywkowej. Niektórych to zachwyciło przez wypudrowane, steely-danowe brzmienie, dla innych stało się kolejnym, po Gang Gang Dance, pójściem na kompromis z 4AD i skalanie się byciem za bardzo Pitchfork-friendly.

Przyznam, że cieszę się, że na Mature Themes Haunted Graffiti już nie stara się tak bardzo być w rubryce Best New Music. Uzupełnione quasi-free-improv wstawką „Farewell American Primitive” czy astralna psychodelia ponad siedmiominutowego „Nostradamus & Me” to przykłady na to, że w temacie odkrywania nowych ścieżek dla swojej muzyki Ariel jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. Jednocześnie w „Kinski Assasin” śpiewa jak wykapany Bowie. To dość prosty, ale bardzo przebojowy opener, świetnie wprowadzający do już bardziej pokombinowanego „Is This the Best Spot” z riffami wykrojonymi z pudel-metalu i nonszalancką melorecytacją w stylu Marka E. Smitha. I tak można by w nieskończoność, bo Mature Themes to również puzzle złożone z przetworzonych przez wrażliwość Pinka cytatów z klasyki muzyki rozrywkowej. To słychać o wiele bardziej niż na poprzednich albumach i zdaje się być zamierzone. Patrzcie jaki skubany, tytuł ma podwójne znaczenie.

Bo w ramach „dojrzałych tematów” Ariel śpiewa o transgresji płci i dziwnym seksie. Robi to na tyle przewrotnie i przekonująco, że nigdy byśmy go nie wysłali jako kaznodzieję na debatę poświęconą gender studies, a odbiera się to jako kolejny wątek składający się na jego barwny image, który gdzieś się zgubił na przedostatnim albumie. To wszystko sprawia, że Mature Themes góruje nad wypolerowanym, dobrze napisanym, ale nijakim Before Today.

Trudno powiedzieć, czy jednak nowa płyta przekona zrażonych przemianą Haunted Graffiti z poprzedniego odcinka. To jednak muzyka środka, może dla ekscentryków, ale z outsider music wyewoluowała w stronę nieuporczywego dziwactwa. Przyznam, że jednak trzeba być bardzo uprzedzonym, by nie docenić Mature Themes.

Ariel Pink’s Haunted Graffiti – Mature Themes, 29 sierpnia 2012

Leave a comment